W Göteborgu zdecydowanie łatwiej dostać się na niewielkie wyspy niż w Sztokholmie, wystarczy krótka podróż tramwajem, później jeden z promów wliczonych w bilet miejski, i już. Taki był więc też plan, mimo że usłyszałam oczywiście, że „przecież zimą nie ma tam nic ciekawego”. Spacery po pustych, małych wyspach, w chłodnej grudniowej aurze wydają mi się jednak całkiem dobrym pomysłem, dlatego zdecydowanie nie żałowałam mojej małej zimowej wycieczki na Donsö.
Wyspa została wybrana zupełnie przypadkowo, prawdopodobnie tylko dlatego, że prom na nią odpływał jako pierwszy. Było chłodno i ponuro, ale jak to w Skandynawii – nadal pięknie. Donsö ma podobno niecałe 1500 mieszkańców, mi udało się zobaczyć mniej niż kilkudziesięciu. Było za to mnóstwo uroczych czerwonych domków, i małych szkierów w oddali. Teraz marzy mi się powrócić tam kiedyś w środku lata, móc wsiadać popołudniami w tramwaje, i w ciepłym słońcu spędzać wieczory na wyspach.
2 komentarze
I love your pictures – they have so much atmosphere and beautiful colours!
As always Nancy – you are too kind! 🙂