Pociągiem do Japonii | Rosja: Nowosybirsk
Cały czas nie rozumiem, jak to możliwe, że tak bardzo tęsknię za Nowosybirskiem. Nie raz próbowałam znaleźć inne relacje, które może potwierdziłyby moje odczucia, jakiekolwiek blogi, wpisy, w których ktoś też się nim zachwycił, ale zdecydowanie, niezaskakująco, w opisach dominują słowa „szary, brzydki, nieciekawy”. Przewodniki, z których korzystaliśmy też nie zachęcały do dłuższej wizyty, dlatego w ostatniej chwili postanowiliśmy zmienić nasze plany i skrócić pobyt w Nowosybirsku na rzecz innych miast. Ostatecznie – przyjechaliśmy na jedną noc, uciekliśmy do pobliskiego Tomska i raz jeszcze wróciliśmy, by spędzić niecały dzień w oczekiwaniu na kolejny z transsyberyjskich pociągów. Nie wiem, w którym z tych momentów coś się zmieniło, bo na pewno nie była to „miłość od pierwszego wejrzenia”, ale jest w tym mieście coś, co zupełnie mnie zahipnotyzowało.
Trzecie największe miasto w Rosji, ale jednocześnie położone tak daleko od innych. Największe miasto Syberii. Transsyberyjski pociąg toczy się przez ośnieżone pola, białe pustkowia, mijając pojedyncze chatki, po czym nagle przemierza ogromny most i zatrzymuje się w tym surowym, wielkim mieście. Szarym, przytłaczającym, pełnym wieżowców. Najbardziej niesamowite wydaje mi się też, że pod tą mroźną powierzchnią kryje się metro. Nie tak majestatyczne jak to w Moskwie, ale nadal zachwycające detalami, takimi jak mozaiki z mroźnych krajobrazów. Gdzie nie dotrze już metro, zawiozą nas typowe, rozklekotane, stare autobusy. Na przykład daleko od centrum, na środek uniwersyteckiego leśnego kampusu, gdzie znajdziemy rzecz zupełnie wyjątkową. Wzruszający pomnik myszy, poświęcony zwierzętom używanym do doświadczeń. Żeby do niego dotrzeć, trzeba przemierzyć ponad godzinną trasę poprzez coraz to bardziej zadziwiające przedmieścia, ale to właśnie taka wyprawa pokazuje tak naprawdę ogrom syberyjskiej stolicy.
I właśnie chyba z tej rezygnacji, z całkowitego odrzucenia „turystycznego must-see”, tak bardzo polubiłam się z Nowosybirskiem. Trudno było się też z nim rozstać, szczególnie że tuż przed wyjazdem natrafiliśmy na przytulną kawiarnię, z najlepszymi goframi i (moją już wtedy ulubioną) rosyjską specjalnością – naparem z rokitnika. Rozgrzewający i pyszny, nie da się opisać tego jak cudownym był lekarstwem na przeszywający syberyjski mróz. Na ścianach kawiarni wisiały też zdjęcia z północnych wypraw Nicka Bondareva, które tylko rozbudziły potrzebę dalszych podróży i przygód. Nowosybirsk poczeka, ja na pewno wrócę.
No Comments