Węgry

balaton | tihany

16 września, 2015

Zacznijmy od końca! Nad Balaton wybraliśmy się dokładnie 3 miesiące temu, była to nasza ostatnia wycieczka na Węgrzech, prawie że „pożegnalna”, na tydzień przed naszym powrotem do Polski. Pogoda była piękna już od dawna, ale postanowiliśmy poczekać aż do połowy czerwca, tak aby trafić na festiwal lawendy na półwyspie Tihany. Teraz wiem, że był to błąd, Balaton to przecież tylko 2 godziny od Budapesztu, powinnyśmy byli jeździć tam dużo częściej!

„Tydzień lawendy” sprawił, że nie musieliśmy z długo zastanawiać się które miejsce nad jeziorem wybrać. Zwykle mam pewne obawy, jadąc do miejsc które są wymieniane jako najbardziej popularne wśród turystów, ale Tihany okazało się całkiem przyjazne, i nie aż tak zatłoczone, choć może to dzięki temu, że odwiedziliśmy je w środku tygodnia. Zostaliśmy przywitani deszczem i mroźnym wiatrem, ale na szczęście już następnego dnia chmury zniknęły, i mogliśmy zachwycać się piękną mleczno turkusową wodą.
Nie wiem jak Tihany wygląda o innej porze roku, ale w środku czerwca zdecydowanie lawenda jest wszędzie. Na początek – Dom Lawendy, który jest tak napradę małym „centrum edukacyjnym”, z interaktywną wystawą i  kinem, w którym można zobaczyć filmy o wulkanicznej przeszłości Balatonu, ale jest tam też sklep z lawendowymi pamiątkami i kawiarnia, w której oczywiście dostaniemy herbatę lawendową (w czasie festiwalu za darmo) i naleśniki z lawendowym dżemem.


Krótki spacer pod górę i jesteśmy w miasteczku. Jego głównej części, na wzgórzu. Są stare domy, restauracje, i sklepy z pamiątkami. Te oczywiście znów są fioletowe. Olejki, pachnące saszetki, lawenda w produktach do kąpieli, do jedzenia, właściwie naprawdę we wszystkim. Jest też urocza kawiarnia z widokiem na resztę miasta, gdzie kilka starszych pań siedzi nad koszem lawendy i układa z niej małe bukieciki. Na naszym stoliku oczywiście lawendowa lemoniada i sernik o takim samym smaku. Tak, lawenda jest wszędzie.
img919
Pola lawendy pod Tihany nie są aż tak duże, ale i tak robią całkiem piękne wrażenie. Na fioletowych łąkach jest też jednak coś, czego zupełnie nie przewidziałam – jest bardzo głośno. To, czego zwykle nie widać na romantycznych lawendowych zdjęciach, to tysiące pszczół, które nad nimi krążą, przez co wszystko staje się jedną wielką brzęczącą chmurą.  Z okazji lawendowego tygodnia mogliśmy zabrać też z pola trochę lawendy, za 2000 forintów, czyli jakieś 25zł dostaliśmy papierową torbę, którą mogliśmy wypełnić po brzegi. Tak też zrobiliśmy, chociaż jak widać na zdjęciach, pszczoły bardzo nie chciały, żeby zabierać im ich pachnące kwiaty. Następnego dnia wielka torby lawendy wypełniała zapachem cały wagon w pociągu. O tym dokąd się wybraliśmy – już niedługo, w drugiej części opowieści znad Balatonu.
img940jgjimg946
img938
DSC_3243img955
DSC_3271

You Might Also Like

2 komentarze

  • Reply Zuza 17 września, 2015 at 7:53 pm

    Ależ ślicznie tam jest! Chciałam rok temu zahaczyć o tą część Węgier przy powrocie z Rumunii, ale w końcu zostałam dłużej nad Morzem Czarnym 😉

    • Reply Ania Margoszczyn 20 września, 2015 at 7:11 am

      To może następnym razem? 🙂 Zdecydowanie polecam, chociaż na moment!

    Leave a Reply