Minęły już prawie cztery miesiące odkąd nie mieszkamy w Budapeszcie, to już więc najwyższy czas na pierwsze wspomnienia i podsumowania. Na początek parę słów o tych kilku rzeczach, za którymi najbardziej tęsknię (w kolejności dość przypadkowej). Jest ich oczywiście dużo więcej niż tu wymieniam, a przede wszystkim lubiłam też po prostu „atmosferę Budapesztu”. Niełatwo ją opisać, ale mam nadzieję, że zdjęcia zdradzą trochę więcej.
1. Rzeka
Rzeka, rzeka, rzeka! Myślę, że trudno odwiedzić Budapeszt, nawet na krótki weekend, i nie zobaczyć Dunaju. Właściwie to jemu (albo jej – wielkiej Rzece) podporządkowane jest przecież całe miasto. Jego plan i nazwa – Buda na zachodnim brzegu, Peszt na wschodzie. Nawet jeśli nie zaglądamy na drugą stronę, to wiemy, że jest ona tam, za wielką Rzeką. Co więcej, organizuje ona nie tylko plan miasta, ale też jego rozrywki. To na Dunaju jest przecież Wyspa Małgorzaty, to na Dunaju zacumowane są łódki z dziesiątkami restauracji. Rejs po Dunaju to pewnie też jedno z „top 10” rzeczy do zrobienia w węgierskiej stolicy – i słusznie, bo miasto z poziomu wody nabiera zupełnie nowego charakteru. (choć większość turystów wybiera zapewne wodne wycieczki na statku „z atrakcjami”, ja polecam zwykły tramwaj wodny). Naprawdę, popołudnia pełne słońca spędzone na małym promie gdzieś między Parlamentem a Wyspą Małgorzaty to jedne z moich najmilszych budapesztańskich wspomnień.
2. Język
Niewiele osób powie zapewne, że węgierski brzmi pięknie. Ja też raczej nie posunę się do aż takich wniosków ;), ale naprawdę brakuje mi jego wszechobecności. Z jednej strony ogromnie trudny, z całym szeregiem skomplikowanych zasad gramatycznych, z drugiej strony z tysiącami ciekawie brzmiących słów, które widzieliśmy ciągle dookoła i które z czasem stały się bardziej przyjazne. I ta duma, kiedy udało się przeprowadzić kilkuzdaniową rozmowę z panią w sklepie, albo zrozumieć o czym rozmawiają ludzie w tramwaju.
3. Jedzenie
Jedzenie, zdecydowanie, choć niekoniecznie to typowo lokalne. Węgierska kuchnia, jak chyba dość powszechnie wiadomo pełna jest papryki, mięsa i dość ciężkich potraw. Zupę gulaszową i langosze oczywiście jedliśmy, ale zwykle w ramach oprowadzania naszych gości po mieście. Sami chętniej wybieraliśmy obce kuchnie, a z węgierskiego repertuaru dań preferowaliśmy raczej desery. Nie wiem jak przetrzymam zimę bez kurtosza, jego zapach, ciepło i pyszny smak były idealnym lekarstwem na zimowe mrozy i smutki. (no dobrze, nie tylko zimowe, ale gorący kurtosz zdecydowanie najlepiej smakuje zimą). Do tego Túró Rudi małe twarożkowe batoniki i strudle (czyli rétes)! Ach, i napoje. Nie wiem czy tylko my to zauważamy, ale Węgry to kraj lemoniady. Jest niemal wszędzie, w wielu wersjach, zwykle z dużą ilością owoców. Idealna na gorące budapesztańskie dni. Wieczorami najlepiej chłodzi też Fröccs, czyli w naszej wersji szprycer, i mój faworyt, házi bodzaszörp, woda z (domowym) syropem z bzu. Ach!
4. Zieleń
No dobrze. Pamiętam, że moim pierwszym wrażeniem było, że Budapeszt to miasto raczej szare (choć nie w złym sensie), pełne ogromnych kamienic, wielkich budynków. Nie wydaje się więc być najlepszym miejscem dla osób potrzebujących kontaktu z naturą. A jednak, te kilka miesięcy udowodniło, że to nie do końca prawda. Na moje wrażenia na pewno wpłynęła lokalizacja naszego domu, ale ponieważ uwielbiałam spacerować też po innych dzielnicach, pozwolę sobie dokonać tu pewnego uogólnienia. W Budapeszcie jest mnóstwo drzew! Kiedy przyszła wiosna, każdego dnia wychodząc z domu nie mogłam wyjść z podziwu, ulice dookoła wręcz tonęły w zieleni, a wielkie drzewa tworzyły nad nimi przepiękny zielony dach. Do tego oczywiście wzgórze Gellerta i parki, z wielkim Varosliget na czele. Tu muszę przyznać, nie zaglądałam za często, poza cotygodniową wizytą na pchlim targu, ale to zdecydowanie dobre miejsce dla wszystkich którzy chcą odpocząć od głośnego miasta. I oczywiście – delta Dunaju. Wystarczy niecała godzina, by dotrzeć do malutkich miasteczek nad Dunajem, gdzie zupełnie zapomina się, że ogromna stolica jest tak blisko.
5. Targi
Budapeszt nie jest może „stolicą pchlich targów”, w tej kwestii moim ulubionym miastem jest niezmiennie Berlin, ale zdecydowanie jest za czym tęsknić. Cotygodniowy pchli targ w parku Varosliget, gdzie zaglądaliśmy prawie zawsze kiedy nie wyjeżdżaliśmy na inne wycieczki. Marek po Lego, ja po stare pocztówki, znaczki, czy haftowane obrusy. Czasem trochę przybrudzone, ale zdecydowanie ciekawsze (i tańsze) niż te w sklepach z pamiątkami. Do tego daleki, ale warty odwiedzenia choć raz, pchli targ Ecseri Piac, gdzie królują antyki; i targi designu co kilka tygodni, i oczywiście markety z jedzeniem. Podobne mam też w Poznaniu, Rynek Jeżycki jest wciąż najlepszy, ale lubiłam też wizyty w budapesztańskich halach targowych, tej głównej, która jest w każdym przewodniku, i tych mniejszych, niedaleko domu. Zdjęcia pełne owoców i kwiatów już niedługo!
6. Żółte tramwaje
I metro! I trolejbusy! Wiem, to nie jest najciekawszy punkt, ale Budapeszt ma naprawdę fantastyczną komunikację miejską. Na uczelnię dojeżdżałam przeuroczą linią nr 1 (która metra zupełnie nie przypomina), do tego jest też oczywiście trzecia linia metra, fascynująco mroczna, i czwarta – najnowsza, z niesamowicie zaprojektowanymi przystankami. I oczywiście setki kontrolerów. Przed wejściem, czasem w środku, czasem pomiędzy przystankami, czasem przed wyjściem. Za tym może nie tęsknię, ale jednak dziwnie podróżuje się teraz nie musząc pokazywać co chwilę biletu.
Powinnam jeszcze dodać coś o pięknej architekturze, to dość oczywiste, i o tym, że wszędzie jest blisko – do innych węgierskich miast, i do sąsiednich państw. I o tym, jak lubiłam zaglądać do tych samych małych sklepików, i o tym jak bardzo przyjazny był Budapeszt, mimo że to przecież stolica. Opowiem, dużo więcej. I pokażę, jeszcze mnóstwo zdjęć. O ludziach, o miejscach, o tych wszystkich drobnych detalach, już niedługo.
4 komentarze
Beautiful pictures! One day I want to visit Budapest!
You should, everyone should 😉
Thanks for visiting Nancy!
Widziałam Twoje dzieła na blogu Kasi i muszę powiedzieć, że cudownie wyszywasz. Przepięknie! I na zdjęciach jeszcze tak fajnie zaprezentowałaś, szczególnie z tą wodą. Bardzo fajnie. Powodzenia w dalszej twórczości i pozdrawiam Cię!
Bardzo dziękuję za tyle miłych słów, czuję się zmotywowana do dalszej pracy 🙂