Do Moskwy dotarliśmy nocnym pociągiem z Sankt Petersburga, który był dla nas wstępem do Rosyjskich kolei, ale który też zbudował w nas fałszywie wysokie oczekiwania. Nie wiem, czy wszystkie pociągi na tej trasie są takie same, ale nasz był zaskakująco elegancki. Czteroosobowy przedział zdecydowanie przewyższał standardem to co widzieliśmy na nocnych trasach w Polsce, a nawet wiele z zachodnich pociągów. Naiwnie myśleliśmy, że może na transsyberyjskiej trasie będzie podobnie, ale jak się szybko okazało, te długodystansowe wagony jednak mają dużo bardziej swojski charakter i bliżej im do standardu naszego dawnego PKP.
Do stolicy dotarliśmy bardzo wcześnie rano, jeszcze przed wschodem słońca. Pierwsze co zobaczyliśmy to zwielokrotnione sylwetki znajomego Pałacu Kultury. Zresztą, nie tylko pod tym względem Moskwa przypominała nam Warszawę, i mam wrażenie, że podobnie jak ona, jest dużo ciekawszym miastem z punktu widzenia lokalnego mieszkańca niż turysty. Miałam o Moskwie mnóstwo wyobrażeń, które w dużej mierze zostały zupełnie zburzone. Nie jest to miasto, do którego czuję potrzebę powrotu, choć jestem pewna, że gdybyśmy zobaczyli ją z innej perspektywy, mniej turystycznej, byłaby bardziej intrygująca.
Moskwa jest ogromnym miastem, choć mam wrażenie, że typowy turysta tak naprawdę nie odczuwa tego tak bardzo, jak to sobie wcześniej wyobrażałam. Ta część miasta, która mieści się na typowej wycieczkowej mapie, nie jest aż tak przytłaczająca, jedynie może gdy zejdzie się do podziemi. Moskiewskie metro, znane ze swojego przepychu, mnie przerażało swoim rozmiarem i tłumami, jakie nim podróżują. Mimo, że od razu wyposażyliśmy się w kilkudniowe bilety, po kilku razach zaczęliśmy unikać metra. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, choć mieszkałam już przecież w dużych stolicach, ale te strumienie ludzi i głębokie tunele były dla mnie zbyt „duszące”, dlatego szybko zaczęliśmy wybierać kameralne tramwaje i autobusy (choć akurat ilość aut i korków w Moskwie też była przerażająca!). Prawdziwy ogrom miasta odczuliśmy na końcu naszej podróży, wracając już z Japonii, kiedy wyjeżdżaliśmy z Rosji autobusem do Rygi. Dworzec autobusowy (który okazał się raczej czymś na kształt kilku baraków z małym parkingiem) był położony tak daleko od centrum, że w samym metrze spędziliśmy ponad pół godziny, obserwując tłumy ludzi wracających do swoich domów z pracy. I to właśnie te ich dzielnice, normalne, codzienne, kiedyś bardzo chętnie bym zobaczyła.
2 komentarze
Marzy mi się Moskwa odkąd moja przyjaciółka wróciła stamtąd zachwycona rozmachem tego miasta. Szkoda, że na Tobie nie wywarła takiego wrażenia. Mimo wszystko muszę polecieć, żeby zobaczyć na własne oczy;)
Rozmach jest na pewno, ale inny niż się tego spodziewałam. Chętnie też wrócę i zobaczę miasto z tej bardziej codziennej perspektywy.