Maj zmienił wszystko. Piękny i słoneczny przyniósł ciszę i pustkę. Na zawsze.
Najgorsze są powroty, gdy nikt nie miauczy pod drzwiami.
W szafie nadal jest ulubiony koc, ukochane miejsce do spania.
Pudełko nadal stoi w korytarzu.
Wiem, że to nie miejsce na taki wpis, ale może ktoś znajdzie się w sytuacji takiej jak ja kilka miesięcy temu, będzie przeglądał internet w poszukiwaniu jakichkolwiek historii dających nadzieję, albo chociaż wskazówki co robić. I może historia naszej Paskudy, Teli, komuś pomoże.
Kot może mieć cukrzycę, nowotwór? Może przechodzić chemioterapię?
Z tymi zdziwionymi głosami spotkaliśmy się w ostatnich miesiącach nie raz, i wiele rzeczy dla nas też było zupełnie nowych, dlatego właśnie ten wpis, bo okazało się, że tak naprawdę tak mało o kotach wiedzieliśmy.
Latem 2016 u naszej kotki zdiagnozowano cukrzycę. Mieliśmy szczęście, bo od dłuższego czasu byliśmy pod opieką świetnych lekarzy w Poznaniu, którzy na szczęście mieli o cukrzycy sporą wiedzę. Zmieniliśmy całkowicie dietę, pilnowaliśmy codziennych zastrzyków z insuliny (glargine) i po dokładnej kontroli wyników i dawek po około 6 tygodniach udało nam się unormować cukier i odstawić insulinę.
Dwa tygodnie później, tuż po naszej przeprowadzce do Gdańska, stan Teli pogorszył się niespodziewanie. Po pierwszych badaniach lekarze stwierdzili problem z nerkami, a w ciągu kolejnych dni biopsja potwierdziła najgorsze: nieuleczalny chłoniak nerek. Przez pierwsze dni kroplówki i sterydy utrzymywały Telę w nienajgorszej kondycji, była spokojna i dużo spała, a my w tym czasie musieliśmy podjąć decyzję co dalej.
Chłoniak nerek u kota – chemioterapia
Jedyną szansą była chemioterapia, choć z góry wiedzieliśmy, że będzie służyła tylko przedłużeniu życia, a nie wyleczeniu. Zwykle wydłuża życie o 2-10 miesięcy, wyobrażaliśmy sobie jednak, że będą to miesiące wypełnione stresem i ciągłymi wizytami u lekarzy (które Tela znosiła wyjątkowo źle), dlatego od początku byliśmy nastawieni raczej sceptycznie do tej ścieżki leczenia. Nie chcieliśmy się jednak poddać bez walki i w końcu, skierowani do poleconego nam trójmiejskiego onkologa, dr Mariusza Miazgi, zaryzykowaliśmy. Doktor nie namawiał na chemioterapię, ale przedstawił wszystko dokładnie i rozwiał nasze wątpliwości i tak już przy pierwszej wizycie Tela dostała jednak pierwszą dawkę leków.
Siedem miesięcy później, na naszym ostatnim spotkaniu doktor wspomniał, że wiele osób pamięta z chemioterapii tylko te gorsze momenty i ostatecznie żałuje leczenia, dlatego cieszyły go nasze pozytywne wrażenia. I dlatego tez jednak napisałam tych kilka zdań, bo nie umiem tego zupełnie zrozumieć. Rzeczywiście, w ciągu tych ostatnich miesięcy zdarzyły się gorsze dni, senne, słabsze, z małym apetytem, wizyty w klinice co 2-3 tygodnie też były pełne krzyku i atakowania lekarzy, ale poza nimi były też długie dni pełne energii, zabawy, mruczenia, radości. I tak naprawdę do samego końca pozostała jej ta energia, a decyzję o uśpieniu musieliśmy podjąć gdy pojawiło się nagłe pogorszenie, a wszystkie dostępne leki przestały działać.
Czy to znaczy, że polecamy chemioterapię każdemu?
Nie. Wszystko zależy od wielu czynników i przede wszystkim największą pomocą w podjęciu decyzji powinien być lekarz. My mieliśmy akurat dużo szczęścia, bo nasza praca pozwalała nam na bycie z Telą cały czas w domu, mogliśmy poświęcić jej mnóstwo czasu, obserwować czy stan się nie pogarsza i w każdej chwili zabrać do szpitala, ale wiem, że nie każdy jest w takiej sytuacji. Zdecydowanie jednak jeśli są odpowiednie warunki, nie powinno bać się chemioterapii , tak jak właśnie baliśmy się na początku. Myśleliśmy wtedy, że przecież na sterydach czuje się dobrze, więc może lepiej dać jej te kilka tygodni spokoju, niż męczyć chemioterapią dodając może jakiś miesiąc, dwa. Dopiero po rozpoczęciu chemioterapii zobaczyliśmy jak bardzo poprawił się jej stan, i tak naprawdę jak mało sił i radości miała będąc wcześniej na samych lekach sterydowych. Koty znoszą chemię w większości bardzo dobrze, w naszym przypadku te gorsze momenty były tak sporadyczne, a te wspaniałe dni tak długie, że nie oddałabym za nic tego czasu i nie zmieniła nigdy naszej decyzji o leczeniu. I nie mamy słów, żeby podziękować wszystkim wspaniałym lekarzom, których spotkaliśmy, szczególnie doktorowi Miazdze, który przez cały czas był tak pomocny i zaangażowany, że mieliśmy wrażenie, że Tela jest jego jedyną pacjentką. Nie bał się też jej wściekłych krzyków i pazurów, za co tym bardziej podziwiamy, bo zdarzali się lekarze odmawiający jej leczenia.
Ostatecznie dzięki doktorowi dostaliśmy długie, piękne 7 miesięcy i nawet pomimo smutków i stresów związanych z leczeniem był to naprawdę cudowny czas. // Większość zdjęć poniżej została zrobiona już w czasie choroby.
polecamy:
podstawowa lektura: Chłoniak u kota
lek.wet. Mariusz Miazga, Gdynia/Gdańsk – Trójmiejska Klinika Weterynaryjna
Szpital Weterynaryjny Krzemińskiego, Gdańsk
Klinika MyPet, Poznań
2 komentarze
Piękne kocię.
I nie wiem, co jeszcze napisać, prawdę mówiąc, bo ogarnia mnie współczujący smutek na myśl o tej pustce. Wspaniale jednak, że Tela miała tak dobrą opiekę nie tylko ze strony lekarzy, ale przede wszystkim z Waszej strony.
Dziękujemy za dobre słowo 🙂 staraliśmy się jak mogliśmy, żeby ten czas był dla niej jak najnormalniejszy, jak najmniej bolesny.