Skandynawia Wyspy Owcze

Wyspy Owcze | subiektywny przewodnik

13 stycznia, 2020

 

 

Wyspy Owcze | maj 2019

podsumowanie i mój subiektywny przewodnik: kilka słów o zachwytach i strachu

Nie umiem i nie lubię pisać o moich podróżach, zawsze mam wrażenie, że wszystkie informacje są już na innych blogach, a internet nie potrzebuje kolejnego wpisu z serii „jak tanio zwiedzić Islandię”. Jednak w przeciwieństwie do niej Wyspy Owcze są jeszcze mniej popularnym kierunkiem, sporo osób pytało mnie o wrażenia i wyjazdowe porady, dlatego na początek – bardzo krótkie podsumowanie. Nie będzie tu listy „must see” (ale pokażę, gdzie ją znaleźć), tylko trochę moich przemyśleń (bardzo nieobiektywnych, bo jestem totalnie zakochana w Wyspach). W kolejnych wpisach – zdjęcia z poszczególnych wysp, które może choć trochę wyjaśnią skąd ta miłość.

Spis treści:

Przed podróżą
Oczekiwania i pierwsze wrażenia
Moje farerskie „naj”
Wyspy Owcze a lęk wysokości 

wyspy owcze saksunwyspy owcze plaża vagarwyspy owcze mapa

 

Przed podróżą na Wyspy Owcze:

 

Gdzie szukać informacji i inspiracji?

VisitFaroeIslands
Farerskie Kadry (oraz książka o tym samym tytule)
Faroe.pl
Hiking.fo – inspiracja przy planowaniu wędrówek, w niektórych miejscach towarzystwo przewodnika jest też wymagane

 

Co zrobić na Wyspach Owczych? 

Całą listę atrakcji, którą możecie dopasować do swoich zainteresowań znajdziecie na wymienionych wyżej stronach, a ode mnie dodam tylko jedną radę:

Zatrzymać się. Bo patrząc na wszystkie relacje, Wyspy Owcze to taka typowa kraina przygód – spektakularne widoki, mnóstwo adrenaliny. A to przecież też miejsce w którym jest tak niezwykle pusto, a wszystko toczy się w zupełnie innym tempie niż życie większości z nas. Cały kraj to jakieś 50 000 ludzi, to mniej niż  1/10 Poznania, są tam miasteczka w których mieszka po kilka, kilkanaście osób. Naprawdę z miejskiej perspektywy trudno to sobie wyobrazić, i trudno tego doświadczyć w biegu pomiędzy atrakcjami (które są niesamowite, tak, ale tak samo niesamowita jest ta cisza poza nimi). Jedno z moich najlepszych wspomnień z wysp to kilka dni w domu bez sąsiadów i mgliste wieczory, gdy z oddali dochodziły jedynie odgłosy owiec i nieznanych mi ptaków.

*Ale tak się wymądrzam, a sami w dwa tygodnie zobaczyliśmy aż 10 z 18 wysp. Co prawda odległości nie są duże i jednego dnia można spokojnie odwiedzić kilka z nich, a np. na małą Nolsoy można wybrać się ze stolicy na krótki spacer i kawę, więc to nie oznacza, że byliśmy ciągle w biegu. Cieszę się, że poza najbardziej popularnymi wyspami odwiedziliśmy też Suðuroy i choć kilka miejsc na północy archipelagu, to im poświęciłabym następnym razem jeszcze więcej czasu.

Jak dostać się na Wyspy Owcze?

samolotem Atlantic Airways (lub SASem, ale podobno ich samoloty niekiedy gorzej radzą sobie z trudnym farerskim lotniskiem)
Zwykle w pierwszym tygodniu stycznia połączenia na atlantic.fo są w promocyjnych cenach, a bilety z Kopenhagi można dostać nawet za niecałe 300zł w jedną stronę.

Alternatywnie: promem Smyril Line, który płynie z Danii na Islandię.

Jak poruszać się po Wyspach Owczych?

Najłatwiej – samochodem: zdecydowanie polecam tu Unicar.fobardzo bezproblemowa lokalna wypożyczalnia.

Wypożyczenie samochodu na wyspach nie jest najtańsze (najmniejsze auto na tydzień to około 4500dkk (ok 2500zł)) ale jak chyba nigdzie indziej jest tego warte. Do wielu cudownych miejsc nie dotrze się bez samochodu, albo trzeba czekać kilka godzin na autobus do miejsca, do którego jest np w 15 minut drogi. Do tego – samochód świetnie chroni przed szaloną farerską pogodą! Z drugiej strony, niektóre trasy nie są dla ludzi o słabych nerwach, dlatego też wypróbowaliśmy kilka dni z autobusami i wiemy jak bardzo uczą cierpliwości. 

Autobusami / promami /helikopterem: wszystkie rozkłady i ceny znajdują się na stronie: https://www.ssl.fo/en/

7-dniowy bilet autobusowy to 700dkk (około 400zł), pojedyncze trasy kosztują pomiędzy 20 a ~100dkk, dość tanie są za to bilety na promy pomiędzy wyspami – bez samochodu wszystkie trasy kosztują pomiędzy 40 a 80dkk (~22 a 45zł za powrotny bilet – płacimy zawsze tylko płynąc w jedną stronę). Bardzo łatwy jest też autostop, jeśli nie mamy samochodu i utkniemy gdzieś pośrodku niczego, to ktoś na pewno zabierze nas szybko ze sobą.

 

wyspy owcze mikladalur kalsoy rzeźba Kópakonan

 

Oczekiwania i pierwsze wrażenia

Pierwsze wspomnienie to mgła. Jeszcze zanim dotarliśmy na wyspy,  po bardzo spokojnych dwóch godzinach lotu okazało się, że gęsta mgła na lotnisku nie pozwala nam wylądować. Udało się po kolejnych 30 minutach krążenia nad archipelagiem, ale nie było zachwytu nad wyłaniającymi się z chmur górami, a jedynie radość z bezpiecznego lądowania (i to na Wyspach, a nie jak już zdążył nastraszyć pilot – na zastępczym lotnisku w Norwegii). Ta charakterystyczna farerska mgła towarzyszyła nam już do końca pobytu, często zjawiała się niespodziewanie, czasem nie znikała przez kilka dni. Znalazłam jednak jej jeden plus, jeżdżąc w totalnym „mleku”, nie widząc nic dookoła, przynajmniej nie bałam się aż tak wysokości ;).

Owce

Są wszędzie, są ich setki, tysiące. W ogródkach w stolicy, na drogach między miastami, na zielonych wzgórzach i czarnych kamiennych klifach. Wszędzie. Te które spotkaliśmy dzieliły się na trzy grupy: pierwsze – bojaźliwe, ostrzegające już z daleka o nadciągających obcych i broniące swoich jagniąt, drugie –  niezainteresowane niczym, do tego stopnia że potrafiły siedzieć na środku drogi skubiąc wyrastającą z niespodziewanych miejsc trawę, i ostatnie – bardzo zainteresowane człowiekiem, który przecież na pewno przychodzi z jedzeniem. Te najłatwiej spotkać w miejscach odosobnionych, gdzie rzeczywiście pasterze zostawiają owce na dłuższy czas, i najtrudniej przed nimi uciec, bo takie ciekawskie stado potrafi skutecznie osaczyć samochód.

Pogoda

Tak szalona jak mówią. Wiatr jest niesamowity, zmraża dłonie i policzki, do tego co chwilę przynosi znad gór ciężką mgłę. „Jednego dnia można zobaczyć wszystkie pory roku” – to zdanie czytaliśmy wielokrotnie przed przyjazdem na wyspy, podczas naszej wizyty nie było aż tak ekstremalnie, ale zdecydowanie zgadzaliśmy się z innym lokalnym powiedzeniem: „Weather is the boss here.”  Warto pamiętać, żeby zawsze mieć jakiś plan B i nie planować wycieczek w odległe zakątki archipelagu tuż przed powrotnym samolotem, bo często może okazać się, że prom zostanie odwołany i będziemy musieli zostać gdzieś dłużej niż planowaliśmy. Szczególnie wycieczkę na popularną Mykines warto zaplanować na początku wyjazdu – tu pogoda często lubi psuć plany i dobrze mieć zapasowy dzień na drugą próbę dostania się na wyspę, albo czas i pieniądze na nocleg tam (lub helikopter), gdyby okazało się, że zabraknie promu powrotnego. Z drugiej strony, przez kilka dni zobaczyliśmy też Wyspy w wersji bardzo ciepłej i słonecznej, i było w tym coś „niewłaściwego”. Pochmurna, nieco mroczna aura po prostu lepiej do nich pasuje.

Ludzie

Ci których spotkaliśmy – bardzo mili, wyrozumiali i pomocni, i bardzo przyzwyczajeni do farerskiej rzeczywistości – bez zdziwienia zmienną pogodą, bez zachwytu nad każdym pagórkiem (tak jak ja), bez strachu przed wysokimi górami (to jeszcze bardziej ja), nawet bez większej irytacji patrzący na turystów, którzy czasem nie radzą sobie z farerskimi wyzwaniami (jak jednopasmowe tunele czy wymowa wszystkich szalonych nazw).  (* ale odwiedzaliśmy wyspy jeszcze przed sezonem, dookoła nas nie było tłumów, więc może lokalni mieszkańcy nie zdążyli się nimi zmęczyć).

Czas

Naprawdę płynie tam zupełnie inaczej. Jeśli ktoś potrzebuje ciszy, spokoju, zatrzymania się na moment, to naprawdę jest to dobry kierunek. Jak na wszystkich niewielkich wyspach – w wielu miejscach musimy dostosować się do grafiku promów (i oczywiście dodatkowo pogody), a jeśli korzystamy też z autobusów, to zdecydowanie nauczymy się cierpliwości i dobrego planowania, w niektóre miejsca mamy jedynie jedno czy dwa połączenia dziennie. Niekiedy po autobus trzeba też zadzwonić i zamówić podróż – minimum kilka godzin, a czasem dzień wcześniej – wszystko to oznaczone jest dokładnie na rozkładzie jazdy. Niektóre promy (jak ten na wyspę Kalsoy) są tak małe, że jeśli wybieramy się tam samochodem, trzeba pamiętać żeby ustawić się odpowiednio szybciej w kolejce. Przedziwne jest też to, jak zmienia się tam perspektywa. Archipelag jest naprawdę nieduży, dwa największe miasta oddziela godzina drogi, a mimo tak niewielkich odległości – nagle południowa wyspa Suðuroy, do której płynie się dwie godziny, wydaje się być „na końcu świata”.

Pieniądze

Po pierwsze – piękne! Farerskie banknoty tak bardzo mi się podobały, że aż żal było je wydawać i najchętniej zabrałabym wszystkie na pamiątkę. Są równoważne duńskim koronom, na miejscu możemy używać ich wymiennie (ale farerskimi nie zapłacimy już w Danii). Podobnie jak cała Skandynawia, nie jest to tanie miejsce, ale można podejść do niego w oszczędny sposób. Noclegi na airbnb są dużo tańsze i bardziej klimatyczne niż hotele. Zostając w każdym miejscu po kilka dni najłatwiej gotować samemu w domu, co pozwala znacznie zmniejszyć wydatki. Największe koszty to na pewno transport, ale jadąc na Wyspy w 3-4osoby koszt samochodu nie będzie już aż tak bolesny (a jak już wspominałam naprawdę jest to ogromne ułatwienie!).

 

wyspy owcze chatka jezioro owcewyspy owcze latarnia owcewyspy owcze kalsoy mikladalur

 

Moje farerskie „naj” 

(a o wszystkich punktach z typowej listy farerskiego „top 10” przeczytacie chociażby na visitfaroeislands )

 

Najbardziej urokliwe miejsce –  plaża w miasteczku Bøur na wyspie Vágar.

Największy zachwyt naturą – na plaży w Saksun, na jej środku, pomiędzy zatoką, wodospadem, górami i małymi domkami w oddali. I też przy klifach Vestmanny, gdy mała łódka przeciska się tuż obok ogromnych czarnych skał.

Najlepszy nocleg – w starych domach „po babci”, w chatce bez prądu pośrodku niczego, w miasteczku z jednym sąsiadem. Naprawdę, nie idźcie do hoteli, sprawdźcie airbnb i zobaczcie jakie są tam cuda. Wiele punktów można łatwo zobaczyć nocując w stolicy, ale zdecydowanie polecam też zatrzymać się choć na moment w innym punkcie archipelagu. Nie wypróbowaliśmy tym razem namiotu, ale o ile nie boicie się szalonej pogody to na pewno piękna opcja – choć w przeciwieństwie do reszty Skandynawii możemy rozbić się tylko na oficjalnych polach namiotowych.

Najlepsza „atrakcja” (& najlepsze jedzenie) – KOKS. Restauracja na którą warto odkładać wcześniej do skarbonki. Smaki nie do opisania, niezwykła lekcja lokalnej kultury, ale też niesamowita otoczka – ukryte miejsce i cały przebieg wieczoru – jestem pewna, że to jedna z najbardziej wyjątkowych restauracji na świecie. Na pewno wspaniałe są też kolacje u lokalnych rodzin – heimablídni – (łatwiej to zrobić, gdy jest się nieco większą grupą), tym razem nie zdążyliśmy, ale na pewno następnym razem to nadrobimy.

Największy zawód –  każdy ma tam w ogródku mój ulubiony rabarbar, ale nigdzie nie można dostać z niego lokalnych produktów. Są oczywiście w restauracjach i kawiarniach ale o słoiczku dżemu do domu można zapomnieć (chyba że mamy znajomych farerczyków)

Najlepsze pamiątki z wysp – włóczki (najlepiej te niefarbowane, w pięknych kolorach napotkanych wcześniej owiec!). Lokalne marki Navia i Sirri znajdziemy w wielu sklepach, tak jak katalogi z wzorami. Farerska wełna (podobnie jak islandzkie lopi) jest bardzo szorstka i surowa, ale dobrze chroni przed niepogodą.  A dla niezainteresowanych dzierganiem –  alkohol, jak np lokalna wersja kminkowego akvavittu – Lívsins Vatn.

Najlepsza decyzja – dodatkowy czas. Nasze dwa tygodnie to i tak zdecydowanie za mało, ale każdy napotkany farerczyk dziwił się, bo większość turystów nie zostaje nawet na tyle. Jeśli tylko możecie, dajcie sobie ten czas. Wyspy są tak małe, że większość najpopularniejszych punktów można zobaczyć w tydzień, nawet pewnie i w 3 dni, ale te mniej spektakularne zakątki też są warte odwiedzenia, i to w ich ciszy można zakochać się najbardziej.

 

wyspy owcze restauracja kokswyspy owcze jedzenie restauracja koks wyspy owcze kalsoywyspy owcze stary farerski dom

 

Wyspy Owcze a lęk wysokości 

*bo nikt o tym nie pisze, albo wszyscy przestraszeni ludzie je omijają

W skrócie:  Tak, jeśli masz duży lęk wysokości to właściwie nie da się tam uniknąć strachu.  (Ale mimo to warto!)

Właściwie odkąd odkryłam ich istnienie, czułam że Wyspy Owcze to „moje miejsce”, choć rozsądek podpowiadałby coś zupełnie odwrotnego. Góry, klify, drogi wysoko nad wodą. Koszmar dla kogoś kto ma tak duży lęk wysokości. Rzeczywiście, nie było łatwo, był może jeden dzień, gdy niczego się nie bałam, ale mimo wszystko zachwyt zawsze równoważył ten strach. Z silnym lękiem wysokości ominie nas kilka punktów z farerskiego „must see”, przede wszystkim kilka trekkingów po stromych wzgórzach. Ja dla własnego dobra oszczędziłam sobie przede wszystkim (zapewne niesamowitych) wypraw do latarni morskich: Kallur i tej na Mykinesholmur (łatwo dostępna jest za to ta na południowym krańcu archipelagu – Akraberg).

Niestety, wiele dróg pomiędzy miastami prowadzi też nad wodą, nad wyższymi zboczami i nie da się ich uniknąć. O ile w autobusie można zamknąć oczy, to wypożyczając samochód trzeba się z nimi dzielnie zmierzyć. Przed wyjazdem sprawdziłam dokładnie mapy i przeróżne relacje (głównie filmy z tras dostępne na youtubie) i wiedziałam, które fragmenty będą dla mnie nie do przejścia. Droga do Gjógv była dla mnie przerażająca, nawet z bardzo wprawnym kierowcą autobusu. Nie mieliśmy też auta na północnych wyspach, ominęły więc nas samodzielne przeprawy przez ich liczne wąskie i ciemne tunele. Wielokrotnie musieliśmy za to pokonać  drogę do Vestmanny, która wije się nad brzegiem wyspy – od bardzo przyjemnych nisko położonych fragmentów, po takie, gdzie starałam się za wszelką cenę nie rozglądać na boki. (Ale we wszystkich tych przypadkach, jeśli ktoś nie boi się wysokości to widoki są Niesamowite!)

wyspy owcze samochód drogi wyspy owcze lęk wysokości drogi samochód

 

Najprzyjemniejszą trasą jest zdecydowanie ta do Saksun, jako jedyna z tych „malowniczych – buttercup routes” nie prowadzi przez wysokie góry, a w dolinie, nad rzeką. W większości jest jednopasmowa, ale inne auta widać dobrze z oddali i bardzo łatwo możemy poćwiczyć wymijanie na częstych zatoczkach. Dobrze wspominam też przemierzanie wyspy Suðuroy, były na niej też wysoko położone trasy, ale zwykle można było zamiast nich wybrać skrót przez tunel.

O farerskich tunelach też warto poczytać przed przyjazdem, niektóre potrafią być wyzwaniem. Część z nich nie jest oświetlona, wiele ma tylko jeden pas i zatoczki co 100 metrów na które musimy wjechać i zgasić światła, jeśli zbliża się ktoś z naprzeciwka. Wystarczy jednak jechać powoli i nie panikować, lokalni mieszkańcy są wyrozumiali, nawet jeśli turysta spowoduje tam mały korek. (Ruch na wyspach jest stosunkowo mały, także poza popularnymi miejscami jest szansa, że nikogo w tych tunelach nie napotkamy). Bezproblemowe są za to tunele podwodne – są szerokie i dobrze oświetlone, trzeba jedynie zmierzyć się z ich długością i zatykającymi się uszami przy zmianie wysokości (i pamiętać o opłatach). Najtrudniejsze są za to tunele na północnych wyspach – bardzo wąskie i ciemne, nawet przejazd autobusem nie był tam najprzyjemniejszym doznaniem.

Muszę dodać jeszcze, że wg naszych krótkich doświadczeń – farerczycy niczego się nie boją. Jeśli jest tam jakakolwiek osoba z lękiem wysokości to bardzo chciałabym ją poznać! Żadne drogi im nie straszne, i jeżdżą po nich zwykle szybciej niż przepisowe 80km/h, turystę łatwo więc poznać nie tylko po naklejce z wypożyczalni, ale też po tym jak często jest wyprzedzany. (** Ale drogi w większości są w świetnym stanie, a kierowcy mimo wszystko ostrożni, większym problemem są raczej nieprzewidywalne owce i mgła).

 

wyspy owcze samochód lęk wysokości

 

You Might Also Like

No Comments

Leave a Reply