O tym niewielkim miasteczku na Warmii opowiadałam już kiedyś na moim poprzednim blogu, po mojej ostatniej wizycie tam, prawie 3 lata temu.
Miasto mojej babci, w którym dawniej spędzałam chociaż część każdych wakacji, dziś niestety odwiedzane jest przeze mnie głównie „od święta”. Tym razem tą uroczystą okazją, która przyciągnęła mnie do Ornety był ślub kuzynki, i choć to oznaczało, że nie miałam zbyt dużo czasu na spacery po mieście, udało mi się odwiedzić z aparatem kilka zakątków zanim jeszcze wszyscy zaczęliśmy świętować.
Orneta ma niecałe 10 tysięcy mieszkańców, i zawsze gdy tam jestem mam wrażenie, że wszyscy się znają. Zawsze też gdy spaceruję z aparatem, widzę zdziwione spojrzenia. I choć codzienność w takim małym mieście może wydawać się monotonna i niezbyt pasjonująca, Orneta potrafi też przyciągać – zabytkami, takimi jak chociażby gotycki ratusz i kościół, oraz filmowymi scenerami. Na codzień niepozorne uliczki i podwórka były bowiem tłem m.in. dla takich filmów jak Róża, Papusza czy Niewinne.
Dziś Orneta reklamowana jest też jako „Miasto Smoka” – jego postać umieszczona jest z dumą w herbie oraz ukryta w niemieckiej nazwie miasta – Wormditt. Pierwszy raz smok pojawił się na pieczęci z 1388 r.; według legendy ten pożerający kobiety i dzieci potwór żył głęboko pod ziemią, w miejscu gdzie dziś stoi zabytkowy ratusz.
3 komentarze
Pięknie oddany klimat!
Dziękuję, ale wydaje mi się, że w rzeczywistości jest jeszcze bardziej klimatyczne!
Ooo moje piękne Miasteczko! *.* <3